Witam.
Był czwartkowy wieczór(02.04.09), ciśnienie na Tatry ogromne, prognoza pogody obiecująca, zapadła więc decyzja:JADĘ

Szybkie spakowanie się( miało to przykre konsekwencje), krótki sen i wyjazd z Krakowa PKS-em o 3.40. W Zakopanem jestem w piątkowy poranek przed 6 rano, ruszam pieszo do Kuźnic, a potem przez Boczań w kierunku wszystkim wiadomym
Po drodze jeszcze mała formalność, czyli krótki telefon do pracy w sprawie urlopu na żądanie, a co niech sobie łby pourywają

, teraz z czystym sumienie mogę oddać się rozkoszy, no może nie całkiem
Mój dzisiejszy cel to klasyk zimowy czyli Mały Kozi Wierch, droga mija mi spokojnie, żywego ducha na szlaku, w Murowańcu 5 osób, pogoda jak drut, po prostu poezja
Trochę lanserki nie zaszkodzi
OK dalej pod górkę
rzut oka w tył
i w tym momencie zostałem ukarany za wszystko

czyli pakowanie się na wariata, nie pójście jak porządny obywatel do pracy, za zbyt piękną pogodę i pustki na szlaku. Padły baterie w aparacie, wyczerpały się, a ja w swej mądrości nie zabrałem zapasowych

. Tu kończy się fotorelacja, byłem wściekły na siebie, ale co miałem zrobić. Dalsza część trasy to poezja, widoki cudowne, kto był w taką pogodę w zimie to wie o czym mówię, po prostu zaje..ście

. Do domu wróciłem o 20-tej w ten piątkowy wieczór, i miałem jeszcze cały łikend przed saobą
The end