Do Pośredniej Grani dopierałem się jak pies do jeża. Jakoś tak uparłem się na wejście ze Staroleśnej, a dokładniej Ciemniastym żlebem.
Żleb piękny, mroczny. Jeszcze w takim nie byłem.
Dochodzimy do spiętrzenia żlebu. Zawalone śniegiem - nie do przejścia dla nas, już nie mówiąc o schodzeniu. Wycof - pierwszy w życiu...
Drugie podejście rok później. Z kolegą, z którym byłem wcześniej na Staroleśnym Szczycie. Dochodzimy do tego samego miejsca. Śniegu ani śladu - za to jest ścianka z wodospadem. W górę ciężko, w dół nie zejdziemy chyba. A dalej żleb wciąż nie zachęca.
Kolega odpuszcza - nie pójdę sam zostawiając go w takim miejscu...
Trzecia próba. Idę samemu. Kiedy jak nie teraz.
Dochodzę do tego samego miejsca co zawsze. Woda oczywiście spływa gęsto z progu. Jest obejście bokiem.
Pytanie co będzie wyżej - nic to próbujemy. Poszedłem chyba za wysoko. Nie sposób się wrócić tą trasą - nie ma głupich.
Jedyne wyjście to wejść na szczyt i zejście ogólnoznanym wariantem typu Ławka albo Still.
Dalsza część drogi to szukanie trawersu Ciemniastej Turni. Jak zwykle - skręciłem za wcześnie.
Nie wiedziałem, że w takim terenie można się wpakować w poważne problemy. Można.
W pewnym momencie zwątpiłem że można stąd się przedostać na drugą stronę żebra Ciemniastej Turni.
Wariantów jest co niemiara ale prawie wszystkie kończą się pionową zerwą do głównego żlebu po drugiej stronie CT.
Jakimś cudem trafiłem w końcu na odpowiednią drogę.
Potem już bajlando - do góry na Ciemniasty Przechód a reszta dobrze znana.
Na szczycie sesja, odpoczynek. Mała kryptoreklama
Zejście w stronę ŁD również nastręczyło mi nie lada problemów. Zszedłem za nisko. Dużo za nisko i nie trafiłem w półkę trawersującą szczyt Pośredniej Grani. Trzeba było się wracać prawie na szczyt, aż wreszcie znalazłem wejście na półkę.
Później już tylko dość strome zejście, ławka Dubkego oraz grańka.
W porównaniu jednak z myślą o zejściu Ciemniastym żlebem ta droga była jak wybawienie. Reszta zgodnie z planem i finito po 13 godzinach wyrypy.
Opisana przeze mnie trasa jest wytworem mojej wyobraźni i nie zachęcam do zwiedzania tych rejonów, chyba że w towarzystwie wykwalifikowanego przewodnika