Tegoroczny urlop mieliśmy spędzić w Słowenii, ale im bardziej przygotowywaliśmy się do wyjazdu, tym mniej ciekawie ta Słowenia wyglądała. Tam nie ma gór nad morzem, a góry nad morzem to jest to co lubimy najbardziej. Wybrzeże wcale nie jest takie ładne, za to zatłoczone. Do tego podobno strasznie drogo. Ostatecznie dzień przed wyjazdem na szybko zmieniliśmy na Chorwację i północną część Makarskiej Riwiery. Wytypowałem niedużą miejscowość Brela i pojechaliśmy.
Pierwsze dni to odpoczynek, plażowanie, przestawianie organizmów na funkcjonowanie w trybie urlopowym. Morze uspokaja. Niestety jak się popatrzyło do góry to czułem "zew". Nieuniknionym było więc spróbowanie jak smakują tutejsze pagórki. Patrząc do góry przed kwaterą widziałem to.
Założyłem, że najwyższy widoczny szczyt to Bukowac (1262m), ale nie byłem tego pewny. Co ciekawe, na zdjęciu są dwie granie jedna za drugą, oddzielone doliną (której nie widać). Najwyższy szczyt pierwszej grani to Borovac (790m), pierwsza kumulacja od lewej. Dokładnie pośrodku zza pierwszej grani wyłania się druga, znacznie wyższa, z Bukovacem. Porównując ten widok z mapą, a właściwie zdjęciem mapy z wielkiej tablicy ze schematem szlaków, trudno było wyobrazić sobie jak naprawdę to wszystko wygląda, gdyż z mapy wynikało, że najwyższym szczytem widocznym w tej linii powinien być Šćirovac (1619 m). Ale jego nie widać... chyba. Jednym słowem miałem trochę dylematów topograficznych planując wycieczkę.
Kolejną zagwozdką była wielkość tych gór. W 2011 roku łaziliśmy po Biokovie, głównie na południowym krańcu. Był to nasz pierwszy kontakt z tym typem gór. Kwatery mieliśmy w Gradacu i z poziomu morza zdobywaliśmy szczyty, które miały wysokości: Paskal 719, Viter 769, Ilia 773. Był to wtedy max naszych możliwości, co było spowodowane strasznymi upałami, specyfiką szlaków, podłożem po jakim się chodzi, ogólnie brakiem doświadczenia w takich warunkach. Przez kolejne lata doświadczenie na pewno wzrosło, ale czy aż na tyle, żeby robić przewyższenia znacznie powyżej 1000 metrów? Nie mogłem się doczekać odpowiedzi na to pytanie.
Po dwóch dniach plażowych, wstajemy o 4:00 i wyruszamy na pierwszą wycieczkę.
Najpierw nudny odcinek w górę naszej miejscowości serpentynami dróg asfaltowych, potem przez zapuszczoną Górną Brelę bardzo stromymi betonowymi drogami i po pół godzinie jesteśmy na początku szlaku. Pierwsze pozytywne zaskoczenie - szlak znaleźliśmy od razu. Pamiętam, że jak byliśmy w Gradacu, to znaleźć początek szlaku za każdym razem było bardzo ciężko.
Wyjście na pierwszą przełęcz (524m), standardową starą drogą dla osiołków. Nigdzie nie jest zarośnięte, idziemy jak po sznurku. Jest dobrze.Po drugiej stronie zalesiona dolina w która schodzimy tracąc ponad 100 metrów wysokości. Ale za to ścieżka jest wyborna.
Na dnie doliny stara opuszczona wioska. Trochę pozarastana, szlak dziwnie pooznaczany, jakby miał wiele wariantów. Takie klimaty są nam znane.
Udaje się przebić przez wioskę i wchodzimy na szlak (droga dla osiołków), który ma nas doprowadzić do miejsca oznaczonego jako Śv.Nikola na wysokości ok. 570 m, gdzie jest skrzyżowanie szlaków.
Śv.Nikola to kościółek. Akurat wyłania się słońce. Do tej pory wszystko idzie doskonale.
Wchodzimy na szlak, który ma nas poprowadzić w górę. Co ciekawe, jest tu wodociąg turystyczny. Gumowym wężem schodzi z góry woda, co jakoś czas zrobione są kraniki i można sobie odkręcić i cieszyć się bieżącą wodą.
Szlak jest dobrze oznakowany, ale trochę zarośnięty. Takie klimaty też są nam nie obce.
Dochodzimy do czegoś co na mapie było oznaczone domkiem. Okazało się, że to schronisko, nowe, malutkie, nowoczesne z panelami słonecznymi i zamknięte.
Mój plan był taki, żeby z tego miejsca bezszlakowo zaatakować jeden z niższych wierzchołków na grani Bukovaca.
Atak się udał - jesteśmy na 1085 m.
Zobaczyliśmy coś więcej dookoła i można było zorientować się lepiej w terenie.
Widać morze. Zabudowania, które są Brelą, ale jeszcze nie tą częścią w której my mieszkamy. Przełęcz przez którą przyszliśmy i dolinę.
Zdecydowaliśmy się, że nie wracamy na szlak, tylko będziemy napierać granią.
A ja sobie idę spokojnie robiąc zdjęcia. Próbuję wypatrzeć centrum Breli. Skoro idę na górę, którą widać spod kwatery, to powinienem zobaczyć kwaterę. Chyba, że to nie ta góra. Nie daje mi to spokoju. Dolina z opuszczoną wioską, przez którą przechodziliśmy też idzie ku górze i zwęża się - to ten pas lasu w dole.
Jest Brela, ale czemu nie widzę swojego auta?
Tymczasem grań po której idziemy odsłania kolejne wierzchołki. Spodziewałem się, że to co widać na początku, to jeszcze nie jest ten właściwy. Kolejny miał nim już być, ale zdobywając go okazało się, że dalej jest jeszcze kolejny... standard.
Ciągle nabieram wysokości i w końcu jest auto. A więc dobrze oceniłem, że właśnie Bukowac widać sprzed naszej kwatery
Dochodzę na szczyt.
Widoki w dół - Baska Voda i Makarska. Pięknie.
Zbliżenie na Baskę.
A nad nami za małą przełączaką - Šćirovac (1619 m). Duża góra, ale nie na tyle, żeby było ją widać z Breli. Bukovac ją zasłania.
Podchodzimy do końca grani Bukovaca. Widok w kierunku najwyższej części Biokova przecudowny. Chłonę go i czuję zew.
Grań Bukovaca kończy się głęboką i bardzo stromą przepaścią. Zdjęcie oczywiście nic nie oddaje.
Z lekkimi trudnościami schodzimy na przełęcz, gdzie powinien być szlak.
Jesteśmy już na odcinku, gdzie rano podchodziliśmy do góry. Widok wstecz na Bukowac.
Schodzimy do doliny.
Przebijamy się przez wioskę. Obawiałem się, ze może być bardzo gorąco, ale jest znośnie.
Schodzimy do Breli. Temperatura jeszcze wyższa, ale bywało gorzej.
Pierwsza wycieczka zakończona ogromnym sukcesem. Po niecałych 13 godzinach łażenia jesteśmy zmęczeni, ale nie padnięci. Wszystkie cele zrealizowane. Góry cudne. Nastrój wręcz euforyczny
Widok satelitarny z przebytej trasy.
Mapka trasy.
Bunusowo widok na Bukovac (z lewej) i Šćirovac (pośrodku) z Baski Vody.
Zbliżenie na Bukovac. Szczyt właściwy jest z lewej. Pośrodku koniec grani Bukovaca zakończony przepaścią - tam stałem
C.D.N.