Między świętami a sylwestrem 2022, korzystając z uprzejmości moich teściów, którzy zgodzili się zaopiekować naszymi dziećmi, mieliśmy okazję wyjechać z żoną na 3 dni zupełnie sami. Zdecydowaliśmy się udać z Kaszub prosto na wschód i odiwedzić krainę, która była dla nas zupełnie nieznana – Warmię. Od jakiegoś czasu nosiliśmy się z odwiedzeniem Fromborka, w sumie stąd wziął sie pomysł, nie wiedzieliśmy jednak, że będziemy mieli do dyspozycji aż tyle czasu. Mogliśmy więc poszerzyć wodze fantazji zdecydowanie bardziej. Po załatwieniu noclegu w stolicy regionu – Olsztynie (przed ostatnim nieodwiedzonym prze mnie wcześniej miastem wojewódzkim) – z niecierpliwością odliczaliśmy dni do wyjazdu.
Dzień po drugim dniu świąt zapakowaliśmy się z Alicją do auta i obraliśmy kierunek na wschód, a naszym pierwszym przystankiem okazał się Elbląg. Pierwotnie nie mieliśmy się zatrzymywać w tym mieście, lecz z racji tego, że i tak przez nie przejeżdżaliśmy, zdecydowaliśmy się wyskoczyć na krótki spacer. Co prawda pogoda nas nie rozpieszczała, wiatr urywał głowę i momentami zacinał deszcz, ale nic nie było w stanie zmącić naszych wspaniałych nastrojów.
Elbląg bardzo ucierpiał podczas IIWŚ, lecz przez kolejne dziesięciolecia, odbudowując się z ruin, starał się nawiązywać do przedwojennej historii. Efekt tego jest... specyficzny. Miasto ma kilka ładnych zabytków – piękną Katedrę św. Mikołaja, postawną bramę prowadzącą do Starego Miasta i urkoliwą tzw ścieżkę kościelną – wąskie przejście pomiędzy ścianami starych kamienic ozdobione charakterystycznymi mostkami.
Wydaje się, przynajmniej na oko, że miasto ma również pokaźną liczbę fajnych restauracji i barów, ciekawe czy miejscowi by to potwierdzili. Po krótkim spacerze, podczas którego porządnie zmarzliśmy, zapakowaliśmy się do samochodu i lokalnymi drogami udaliśmy do dania głównego tamtego dnia – Fromborka.
Elbląg
Elbląg
Miasteczko jest malutkie, w środku zimy właściwie zupełnie wymarłe. Wzgórze katedralne góruje nad skromnym, dość syfiastym (może latem wygląda to lepiej) centrum. Rynek w ogóle prezentuje obraz nędzy i rozpaczy. Ale to Wzgórzem Katedralnym mamy się dziś zajmować, a nie rynkiem.
Frombork - katedra
Widok z Wieży Radziejowskiego
Samo wzgórze wygląda naprawdę okazale – przypomina dośc dobrze ufortyfikowany zamek, z którym zresztą często bywa mylone. Z czym kojarzy się Frombork? Z biskupani warmińskimi oraz z postacią Mikołaja Kopernika, który przez wiele lat żył tam i prowadził swoje obserwacje. Na pierwszy ogień idziemy zwiedzać piękną katedrę, z takimiż zabytkowymi organami, których „klawiatura”, czy jak to się nazywa, ulokowana była, co ciekawe, na posadzce świątyni.
Wieża Radziejowskiego
Witraże z warmińskimi miastami - Ornetą, Fromborkiem i Pieniężnem
Mury wzgórza katedralnego
Po katedrze poszliśmy na zwiedzanie Wieży Radziejewskiego (jeden z biskupów warmińskich), w której po pierwsze można za pomoca wahadła Faucaulta naocznie przekonać się, że Ziemia obraca się wokół własnej osi, a poza tym jest to znakomity wręcz punkt widokowy. Miejsce to nas naprawdę zachwyciło. Panorama była po prostu fantastyczna. Widać doskonale piękną Katedrę i całe wzgórze, pod nią miasteczko, kawał Zalewu Wiślanego, żółte trzcinowiska na brzegu, na horyzoncie Mierzeję Wiślaną, z drugiej strony Wzgórza Elbląskie. Był to zdecydowanie jeden z najfajniejszych widoków „z wieży widokowej” jakie kiedykolwiek widzieliśmy.
Mury wzgórza katedralnego
We Fromborku zwiedzamy jeszcze 2 muzea – jedno poświęcone Kopernikowi oraz Warmii, kolejne, umiejscowione w Szpitalu św. Ducha, juz poza wzgórzem – poświęcone anatomii. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak wygląda ziarenko fasoli, które utkwiło w tchawicy dziecka powodując śmierć – to polecam.
Cały kompleks od dołu
Zamarznięty Zalew Wiślany
W pierwszym muzeum było sporo eksponatów z kartografii, numizmatyki oraz piękne witraże, między innymi pokazujące była warmińskie najwazniejsze miasta – polecam. Co nam się nie podobało – to typowo polskie podejście do obsługi ruchu turystycznego – szereg obiektów umiejscowionych w jednym kompleksie, do każdego osobne bilety, do kupienia w innym miejscu, brak toalety... Ech, można było się poczuć pod tym względem jak wiele lat wstecz.
Po tych wszystkich wrażeniach udaliśmy się jeszcze na molo popodziwiać zamarznięty Zalew Wiślany, ale ziąb przegonił nas do samochodu. Z Fromborka pojechaliśmy przez Ornetę w stronę Olsztyna. W Ornecie zjedliśmy dobrą pizzę i chcieliśmy chwilę pospacerować po miasteczku, ale było juz ciemno i niewiele było widać. Także po krótkiej rundce wokół rynku (piękny ratusz zeszpecony obrzydliwymi dobudówkami), ruszyliśmy dalej i wczesnym wieczorem zameldowaliśmy się w Olsztynie, w fajnej kawalerce zlokalizowanej w centrum, przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki oraz Kętrzyńskiego.
Kolejny dzień zaplanowaliśmy tylko i wyłącznie na Olsztyn. Przed południem udajemy się na stare miasto, spacerujemy koło Nowego ratusza, Wysokie Bramy, wędrujemy przez rynek, po czym schodząc nad Łynę skręcamy i wzdłuż rzeki dochodzimy do zamku. Sam zamek całkiem fajny, podobno nigdy nie był zdewastowany lub spalony, zawiera wiele elementów oryginalnych, w tym podpory strony sprzed 600 lat, oraz sklepienia kryształowe, których konstrukcję można podziwiać również od góry. Co prawda ekspozycje w środku trochę trąciły mychą, ale spoko – całkiem ciekawa była ta tematyczna na ostatnim piętrze – o tkactwie i tkaninach. Szkoda że nie można było wejść na wieżę zamku, ale niestety – zima.
Ratusz w Olsztynie
Zamek w Olsztynie
Sam Olsztym wzbudził w nas mieszane uczucia – z jednej strony miasto sprawia wrażenie dobrze rozwiniętego komunikacyjnie – ulice szerokie, bez korków, ruch płynny, tramwaje nowiutkie, czyściutkie, cuchutko śmigają bez przerwy. Poza ścisłym centrum sporo okazałych kamienic i naprawdę ciekawej architektury – na przykład przy Placu Bema, Kamienica Naujacka. Z drugiej strony – samo centrum wygląda dość skromnie, na rynku kamienice z arkadami maja odrapany tynk, naprawdę nas to zdziwiło bo względnie tanim kosztem można by to pewnie ładnie odnowić. No ale możliwe, że miasto ma inne priorytety. Sporo też inwestuje pewnie w infrastrukturę rekreacyjną związaną z jeziorami i lasami, a tego przecież nie mieliśmy szansy doświadczyć.
Po zamku i wypiciu czegoś ciepłego poszliśmy jeszcze do ładnej katedry (zero opisu na temat historii miejsca) i powstało pytanie – co dalej. Zdecydowaliśmy się podejśc do punktu informacji turystycznej i po prostu zapytać. Mieliśmy plan aby podejśc na spacer nad któreś z miejskich jezior, ale możliwe że jest w okolicy coś lepszego, o czym nie wiedzieliśmy.
Wiadukty kolejowe
I tak też się stało. Po zlustrowaniu mapy miasta zdecydowaliśmy się, że pójdziemy do dawnej wieży ciśnień, w której obecnie zlokalizowane jest obserwatorium astronomiczne. Poszliśmy okrężną drogą, koło starego młyna i wzdłuż Łyny. Mieliśmy też okazję zobaczyć interesujące olsztyńskie wiadukty kolejowe. Samo obserwatorium okazało się ciekawe nie tylko z powodu widoku na całe miasto z góry, lecz przede wszystkim dzięki fajnemu panu przewodnikowi.
Tymczasem ściemniło sie i wróciliśmy na kwaterę na kilka godzin, by wieczorem pójść jeszcze do świetnego studyjnego kina „Awandarda 2” zlokalizowanego przy Nowym Ratuszu. Poszliśmy na
„Fabelmanów”, na salę (nie tylko składającą się ze zwykłym kinowych foteli, ale także domowych kanap) można było wziąć coś do picia z baru – to było zdecydowanie świetne zakończenie dnia.
Trzeciego dnia wyjazdu zebraliśmy się wcześnie rano i pojechaliśmy jeszcze dalej na wschód, do Reszla – słyszeliśmy, że to miasteczko z najładniej zachowanym średniowiecznym układem urbanistycznym i interesującym zamkiem. No i cóż – miasteczko jest małe, senne, na pewno lepsze wrażenie robi latem. Zamek natomiast to jedna wielka porażka – bilety są dość drogie a do zwiedzania nie ma właściwie nic. Ale to jeszcze byśmy przeżyli. Natomiast syf jaki tam panował – zakurzone gabloty, zardzewiałe poręcze, brudne okna – był naprawdę niesmaczny. I ten niesmak nam pozostał na cały Reszel. Humory na szczęście poprawiliśmy sobie sodczas spaceru pięknym parkiem z wijącą się z boku rzeczką Sajną.
Reszel - widok z wieży zamku
Reszel - widok z wieży zamku
Reszel - zamek
Po Reszlu pojechaliśmy jeszcze na chwilę do Świętej Lipki (to juz Mazury), kiedyś lata temu zwiedzałem to sanktuarium, ale Alicja nigdy nie była. W środku jest piękny wystrój, w arkadach na zewnątrz są ładne freski. Ze Świętej Lipki zaczęliśmy już wracać na Kaszuby, ale mieliśmy jeszcze jedno miejsce do zobaczenia po drodze – Lidzbark Warmiński.
Lidzbarska wenecja
Lidzbark - zamek
Lidzbark to przeciwieństwo Reszla – bilety na zamek w promocji tańsze, do zwiedzania jakieś 10 razy więcej i do tego czysto, schludnie i ciekawie. Samo miasteczko robi przyjemne wrażenie – jest dostojna Wysoka Brama, jest kawałek lidzbarskiej Wenecji nad rzeką Łyną, jest kościół, fajne parki. No i przepiękny i dobrze utrzymany zamek. Fajną ciekawostką były zostawione podczas renowacji w latach 20. XX wieku przez niemieckich murarzy „kapsuły czasu” czyli listy we wmurowanych butelkach. Kilka z nich znaleziono w 2015 roku. Renowatorzy byli wymienieni z nazwiska, wieku oraz profesji i podkreślili komukolwiek kto przeczyta ich słowa, że uwielbiają dobre piwo i piękne kobiety. Czyli są na tym świecie wartości ponadnarodowe i ponadczasowe. Na najwyższych piętrach zamku zebrano z kolei niemała kolekcję malarstwa współczesnego w tym jeden z obrazów Beksińskiego.
Brama z Lidzbarku
Ponadto w Lidzbarku, nieopodal Wysokiej Bramy znajduje się pizzeria, która skradła nasze serca – „Na okrągło” – polecamy to miejsce.
Tego samego dnia wieczorem byliśmy już z resztą rodziny z powrotem na Kaszubach. Jak mogę podsumowac ten wyjazd – we dwoje bylo nam super. Warmia jest wspaniała – kraina o bogatej historii i niesamowitych zabytkach. Wiadomo, że zimą krajobrazowo było tak jak było, ale za to było zupełnie pusto właściwie wszędzie gdzie byliśmy. No a oddech od obowiązków rodzicielskich był po prostu bezcenny.