I tak nastał czerwiec, warunki w Tatersach alpejskie, pora na jakiś trening przed lipcowym wyjazdem. Na warsztat bierzemy fragment Głównej Grani Tatr, od dawna na afisz pchał mi się Żłobisty Szczyt. Aby urozmaicić sobie wejście zaczynamy od Żłobistej Przełączki Niżnej i ciśniemy aż do Ganku. Tradycyjnie podejście do Popradzkiego Stawu a potem w górę Doliny Złomisk do Rumanowej Dolinki.
Resztki śniegu w dolinie robią klimacik, chmury przewalają się przez granie i szczyty, tatrzańska wiosna.
Od pewnego momentu na ogonie siedzi nam dwóch gości, pewnie myśleli, że idziemy na Ganek, tym czasem odbijamy ostro w górę ku wielkiemu płatowi śniegu, który wypełza ze żlebu podejściowego na przełęcz, jak się zorientowali, że nie tędy droga na Ganek to trochę im zeszło nim znaleźli właściwą
Z dołu żleb wydawał się długi i stromy, tymczasem sporo podchodzi się po suchej skale a śniegu na przełęcz jest niewiele, nie jest za specjalnie stromo a i śnieg jest dobrze zmrożony i świetnie trzyma. Przed wejściem w żleb zakładamy raki, czekan w dłoń i heja w górę.
Na przełęczy brak widoków, bez problemu wchodzimy po skale na Żłobistą Kopkę a potem Kopę, po drodze są płaty śniegu, ale idziemy już bez raków.
Po drodze skalne okno w grani.
Szybko docieramy pod Żłobistą Turnię, ale nie mamy ochoty wchodzić na nią, podchodzimy pod blok szczytowy Żłobistego Szczytu, gdzie by wejść na szczyt trzeba przewspinać chyba najtrudniejszy fragment na tej drodze ciasny kominek, niby za II, ale dałbym mocne III. Praktycznie nie ma chwytów, całym ciałem trzeba się klinować w kominie i pełznąc jak gąsienica przesuwać się w górę, by ułatwić sobie zadanie plecaki wyciągamy na linie później. Strasznie mnie ten fragment zmordował. Z Kubą weszliśmy pierwsi i czekamy, aż Michał z Magdą przewalczą ten fragment. Tymczasem zaczyna się przejaśniać i pojawiają się widoki.
Zielony Kaczy Staw.
Widok w kierunku Rumanowego.
Sesjona.
Ze szczytu schodzimy kawałek a potem robimy zjazd na Żłobiste Wrótka.
Z Kubą ciśniemy na lotnej, Michał asekuruje Magę miejscami na sztywno, więc trochę im schodzi, znacząco ich wyprzedzamy. Na Żłobistych Czubach jest co robić, po drodze robimy jeszcze dwa zjazdy w tym jeden, po którym zaczyna podchodzić się na jeden z wierzchołków Rumanowego. Mamy linę 40m i na tym zjeździe jest troszkę za krótka, mało komfortowym terenem trzeba zejść jeszcze kilka metrów niżej.
Na Rumanowym siedzimy około godziny, czekając aż na grani pojawi się drugi zespół, ja ucinam sobie półgodzinną drzemkę, wcześniej sondujemy jak przedostać się najprościej w kierunku Gankowej Przełęczy. Nie uśmiech się nam schodzić normalną drogą ze szczytu i podchodzić pod przełęcz, fajnie by było z Rumanowego zjechać na przełęcz. Kuba schodzi granią dość nisko i znajduje stan, nie mamy pojęcia czy starczy nam liny na zjazd, ale postanawiamy chwilę odpocząć a potem dla sprawdzenia rzucić linę i zobaczyć czy coś z tego będzie. Gdy na grani w oddali widać Michała z Magdą ruszamy w kierunku stanu do zjazdu.
Kuba rzuca linę i stwierdza, że damy radę
Wejście na Ganek to już formalność.
Ciężka Dolina i Młynarz.
Na pierwszym planie Rumanowy, dalej Żłobisty i potężna Kończysta.
Kilka fot na szczycie i schodzimy na przełęcz.
Będąc na przełęczy Michał z Magdą zaczynają zjazdy z Rumanowego.
Po zjeździe z Rumanowego odpuszczają wejście na Ganek, my dość szybko pokonujemy żleb w dół, chociaż dość trudno jest obchodzić śnieg zalegający jeszcze w żlebie. Zejście do Rumanowej Dolinki też jest karkołomne, w żlebie płynie spory strumień i jest dość ślisko na skałach. W dolinie do przejścia jest jeszcze sporo płatów śniegu, śnieg jest miękki i mało komfortowy do poruszania się po nim. W dolinie już nie ma słońca. Schodząc doliną cały czas zerkamy w górę czy Michał coś nie przekombinował z zejściem i idzie za nami, ale do końca doliny nie widać ich.
Docieramy do schroniska, wsuwam schabowego, zalewam dwoma słowackimi mineralnymi, zaczyna się robić późno a Michała z Magdą nie widać. Kubie udaje się dodzwonić, okazuje się, że Magda przy przejściu przez strumień poślizgnęła się i coś jej się z kostką podziało, nie jest w stanie zejść. Michał dodzwonił się do TOPRu a ten poinformował HZS. Ze schroniska musimy się wynieść bo restaurację zamykają a noclegu nie mamy, w górę doliny nie ma sensu iść bo pomocni raczej nie będziemy jak ratownicy przyjadą, schodzimy więc powoli do parkingu. Po drodze mija nas jeden samochód HZS a jak jesteśmy na parkingu jedzie drugi. Na stacji elektriczki kładziemy się na ławkach i śpimy, jest cholernie zimno, mam na sobie wszystkie ciuchy i zawinięty jestem w NRC, mało. O drugiej w nocy przyjeżdżają samochody HZS, pakują Madę do samochodu z usztywnioną nogą, ruszamy w drogę do domu, koło piątej jestem na chacie, 3h kimy i do roboty. Magda z Michałem odwiedzają SOR w Chrzanowie, po południu Magda jest już w domu, zaczyna się wyścig z czasem, by do lipca wyleczyć nogę i móc jechać na Alpiniadę.