Rozumiem, że wasze posty w sporej mierze odnoszą się do mnie, więc napiszę trochę więcej. Po pierwsze - szliśmy w maju, zagrożenie lwinowe było małe (choć było - jak ktoś mówił poprzedniego dnia coś poszło Rysą w dół spod samego szczytu - małe, co prawda, ale chyba może poturbować), było cieplutko, i nie mieliśmy wcale zabicji, żeby na Rysy wejść. Chcieliśmy przede wszystkim zobaczyć, jak chodzi się po już mocno stromym zboczu w rakach. Czekanami już trochę hamowaliśmy wcześniej, ale dalej nie byliśmy siebie pewni, także zjeżdżałem po jakieś 10 - 15 metrów na raz, choć i tak raz się tak rozpędziłem, że gdyby nie lawinisko, to mógłbym mieć problem z zahamowaniem... a tak się skończyło na obitej kości ogonowej. I dobrze mi tak

Jak tylko zobaczyliśmy, o co chodzi - zawróciliśmy. Mieliśmy co prawda ambicje, żeby wejść na Bulę, ale i to sobie darowaliśmy. A doświadczenie się przydało następnego dnia na Zawracie.