jak bylo...? hmm... krótko?
Pierwsza niespodziewajka spotkała nas już w Poznaniu, kiedy w ostatniej chwili zauważylismy,ze nastapila mala zmiana i pociag we Wrocławiu zostanie podzielony i część wagonow poprostu dalej nie pojedzie... no ale na szczescie - w pore zauwazylismy (najlepsze jest to,ze w Poznaniu zmieniała sie drużyna konduktorska i oni sami byli lekko zdziwieni,ze nie caly sklad jedzie do Zakopca

). No,ale mniejsza o to...
Milówka przywitała nas gęsta mgłą - na szczęscie na jednej z wczesniejszych stacji pociag sie tak zatrzymal,ze nazwa byla blisko naszego okna i dzieki temu wiedzielismy gdzie jestesmy
Po wyjsciu z pociagu ekipa ruszyla na szlak, a ja jeszcze godzine czekałem na kumpelę, która miała do nas dołączyć, ale jechała z Krakowa. Niezle przy tym wymarzłem, bo temp spadła prawie do zera...
Gdy dotarła ruszylismy w pogoni za resztą. Hala Boracza przywitała nas piękną pogodą, choc trochę zamgloną, co widać na zdjeciach. Po dotarciu pół godziny na odpoczynek, co po zarwanej nocce było raczej niewielkim zastrzykiem,ale zawsze, a pozniej zaczelismy kurs. Wieczorkiem zjedlismy kiełbaski z ogniska (w gardle nam oczywiscie nie zaschło

) i troche pogadalismy o "starych polakach"... Nazajutrz pobudka skoro swit (pojęcie dość względne, bo znowu naszła taka mgła,ze nie było prawie nic widać za oknem) i ruszylismy na szlak. Na Hali Lipowskiej, po małym posiłku przerobilismy drugą część szkolenia, po czym powrocilismy na Boraczą, szybkie pakowanie i na dół, do Milówki...
To tak w skrócie

dodam jeszcze,ze w Milówce załapaliśmy się na koncert chóru z Wadowic (Dzień Papieski)... niesamowicie śpiewali...
Została już tylko podłoga w zapchanym po brzegi pociagu, który tym razem byl tak długi,że nawet w Poznaniu nie zmieścił sie na peron i skakaliśmy na tory
